Wspólne życie wydaje się być oczywiste – razem mieszkają, prowadzą dom, wychowują dzieci… Ale coraz częściej każde z nich czuje, że jest jakoś trudniej, mniej radośnie. Godziny pracy jakoś dziwnie się wydłużają, powroty do domu stają się późniejsze. Okresy zdawkowych rozmów przerywane są co jakiś czas kłótnią. Kiedy warto zadać sobie pytanie, czy na pewno wszystko jest w porządku?
Problemy w związku to rzecz zupełnie normalna, zdarza się każdemu. Czy po kilku kłótniach należy od razu biec do psychologa? Skąd partnerzy mają wiedzieć, że powinniśmy iść na terapię?
Podjęcie decyzji o terapii – to w wielu wypadkach efekt zmagania się przez wiele miesięcy, a nawet lat z problemami, które sukcesywnie narastają niemalże każdego dnia. Na co dzień często nie zastanawiamy się dogłębnie nad tym, że coś jest nie tak, że partner od jakiegoś czasu jest jakiś milczący, że coraz mniej radości pojawia się między nimi. Pośpiech towarzyszący nam każdego dnia często ogranicza komunikację w relacji do bardzo prostych i krótkich komunikatów np. co należy kupić na obiad, czy w tym miesiącu są już zapłacone rachunki lub kto odbierze dziecko z przedszkola. Po czasie okazuje się, że jest coraz mniej wspólnych tematów między nimi, że coraz częściej różnią się w wielu kwestiach i coraz ciężej się wzajemnie zrozumieć. Po obu stronach narasta poczucie frustracji, niezrozumienia, braku zaopiekowania i wsparcia. Gdy wspólne rozmowy nie przynoszą oczekiwanych rezultatów, gdy wspólnych rozmów jest coraz mniej, a jednak każdej ze stron zależy na tej relacji warto zwrócić się o pomoc.
Czego można się spodziewać po pierwszym spotkaniu?
Często zdarza się, że pierwsza konsultacja jest wypełniona emocjami po każdej ze stron. To czas, gdy w obecności osoby trzeciej można powiedzieć więcej o swoich uczuciach, odczuciach (najczęściej z ostatniego okresu, ale nie zawsze), ale też pozwala zadać pytania, które ciężko postawić w bezpośredniej rozmowie w parze. Nierzadko zdarza się, że inicjatywa pojawienia się w gabinecie terapeutycznym jest inicjatywą kobiety, panowie zjawiają się, „bo żona prosiła” – oni sami nie widzieli takiej potrzeby.
„Wie pani, nie zawsze jest kolorowo, jak to w życiu, ale po co od razu psycholog…?” Sytuacja wygląda inaczej, gdy na przykład żona lub partnerka ma coraz mniejszy apetyt na seks – wtedy to panowie wykonują telefon i umawiają wspólną wizytę w gabinecie. Wtedy zaangażowanie w rozmowę jest zupełnie inne… Ważne jest, żeby wysłuchać obu stron, żeby każde z partnerów mogło wypowiedzieć się na temat tego, jak widzą ich obecną relację i co chcieliby w niej zmienić. To już etap wyznaczenia celów terapii, który jest niezbędnym elementem każdego procesu. Po ich dookreśleniu, czy to na pierwszym czy na drugim spotkaniu, rozpoczyna się praca terapeutyczna.
Jak długo trwa terapia?
To kwestia bardzo indywidualna uzależniona od postawionych wspólnie celów, zaangażowania w pracę na rzecz tej relacji, ale też ogromnego trudu włożonego indywidualnie w pracę nad sobą. Bo trzeba wiedzieć, że zmiana, która następuje w parze ma swoje źródło w zmianach jakie zachodzą u kobiety i mężczyzny indywidualnie, w nich samych. To, że od pewnego momentu zaczną zwracać się do siebie w inny sposób, że np. będą witali się po powrocie do domu przytuleniem – to wszystko decyzje, które najpierw zapadają w nich wewnętrznie, a potem przekładane są na działanie. To wszystko wymaga czasu.
Problemy, które trwały w związku przez wiele lat nie da się ot tak zniwelować przez tydzień lub dwa. Można próbować, ale prawdopodobnie to nie będzie trwałe. A chodzi o polepszenie jakości bycia razem na dłużej, dużo dłużej.
Ja w swojej pracy proponuję dziesięć spotkań, co dwa tygodnie każde. Mamy więc do dyspozycji blisko pół roku. Można powiedzieć, że to dużo. Najczęściej okazuje się, że to niewystarczający czas do przepracowania problemów, które ujawniają się w trakcie pracy. Wtedy wspólnie podejmujemy decyzję o przedłużeniu procesu do czasu uporania się z danymi trudnościami.
Ważny jest sam fakt uświadomienia sobie, że mamy problem i chcemy sobie z nim poradzić. Podstawową zasadą terapii partnerskiej jest obopólna zgoda na pracę terapeutyczną. Bez takiej zgody nie może być mowy o terapii. Wtedy w procesie będzie tylko jedna osoba. I to też jest niezmiernie ważne.
Podejmując pracę indywidualną ze sobą zaczynają dokonywać się zmiany, które pośrednio mają wpływ również na relację. Bo na przykład jeśli pani Kasia dotychczas prasowała panu Bernardowi koszule czując, że musi to robić jako przykładna żona nie znosząc jednocześnie tej czynności i w trakcie terapii uświadomi sobie, że nie musi tego robić jeśli nie chce i po prostu przestaje – to wywołuje jakąś zmianę w ich dotychczasowym wspólnym byciu. Teraz pan Bernard musi znaleźć czas, żeby zrobić to sam. Na tak prostym przykładzie próbuję pokazać, że zmiany zachowania u jednego z partnerów najczęściej pociągają zmiany również po drugiej stronie.
Bardzo często spotykam się również z taką postawą, gdzie do gabinetu zwracają się do mnie osoby indywidualnie już na wstępie mówiąc o tym, że mają problem w relacji, ale ten problem leży tylko po ich stronie, więc dlatego przyszli coś z tym zrobić. Często po wstępnej konsultacji okazuje się, że problem być może dotyczy jednak pary, a nie tylko jednego z partnerów – wtedy na następne spotkanie zapraszam już obojga.
Ale bywa, że spotykam się również z odpowiedzią, że ta druga strona nie jest zainteresowana robieniem z tym czegokolwiek, wtedy kontynuowana jest praca indywidualna. Często ma to miejsce w przypadku występowania różnego rodzaju dysfunkcji seksualnych. Leczenie niektórych rodzajów tych problemów z zasady, w jakiejś części powinno być indywidualne. Ale od pewnego momentu pojawienie się partnera w gabinecie o wiele bardziej przyspiesza proces leczenia i pomaga szybciej dojść do zdrowia.
Czy może się zdarzyć, że w trakcie terapii jedno będzie chciało zrezygnować z terapii, a drugie nie? Co wtedy?
Oczywiście takie sytuacje również mają miejsce. Psychoterapia jest działaniem w pełni dobrowolnym. Na każdym jej etapie można powiedzieć „mam już dość, nie chcę więcej, to dla mnie za trudne”. Ma to również miejsce w terapii partnerskiej. Wtedy decyzja należy do osoby, która chce dalej pracować nad problemami. Następuje wtedy zmiana zasad, dookreślenie celów już indywidualnych i praca nad nimi. Podkreślić należy, że w takiej sytuacji nie ma już możliwości powrotu po jakimś czasie do wspólnej terapii pary. Układ się zmienił i etycznie jest to niemożliwe.
Czy terapia może wyrządzić krzywdę?
Terapia z zasady powinna nieść pomoc, uczucie ulgi, poradzenia sobie z obciążeniami. Profesjonalnie przeprowadzona terapia, w której przestrzegane są ustalone na samym początku zasady – nie powinna krzywdzić. Oczywiście zdarza się w trakcie procesu, że uświadomienie sobie pewnych spraw na własny temat, pewnych prawd o sobie, które do tej pory były bardzo skrzętnie głęboko chowane, żeby nigdy nie wyszły na światło dzienne – może dawać poczucie odsłonięcia się, nawet obnażenia. Dla niektórych to chwile niezwykle trudne, bardzo krępujące, czasami nawet szokujące (np. niektóre zachowania względem partnerki były przemocowe, agresywne i raniące ją). Wtedy w pierwszym odruchu można doznać poczucia krzywdy, że to zostało ujawnione. Ale dobrze omówiona taka sytuacja na sesji terapeutycznej może być niezwykle ważnym momentem rozpoczęcia ważnej pracy ze swoim wnętrzem, co skutkować będzie polepszeniem funkcjonowania również w relacji partnerskiej.
Coraz częściej pracuję z parami, gdzie doszło do zdrady po którejś ze stron. Jest to praca bardzo trudna, w wielu momentach bolesna nie tylko dla osoby zdradzonej, ale również tej, która zdradzała. Jak się okazuje najczęściej nie doszło to tego kryzysu w związku w jednej chwili. Nie układało się już między nimi od jakiegoś czasu, ale żadne nie zareagowało w porę, nie zwróciło uwagi, że coś jest nie tak, że dzieje się coś niedobrego w partnerstwie. Po niełatwej drodze, którą wspólnie przechodzą na terapii jest jednak możliwość zbudowania zupełnie innej nowej jakości tej relacji, opartej o inne wartości, na innych zasadach.
W ostatnich kilku latach bardzo zwiększyła się ilość par pojawiająca się w gabinecie, w których najczęściej partner wybiera oglądanie pornografii w internecie zamiast realnej bliskości ze swoją partnerką. Problem ten narasta lawinowo, jest niezwykle bolesny i przynoszący wielkie dramaty między ludźmi. W procesie diagnozy okazuje się często, że mamy do czynienia z wieloletnim uzależnieniem od pornografii u pana i latami frustracji u pani. W takich przypadkach konieczne jest uświadomienie konieczności podjęcia leczenia uzależnienia, bo w tym tak naprawdę tkwi sedno problemu. I znów, to praca długa i niełatwa, ale konieczna do przetrwania związku.
No właśnie, czy zawsze się udaje?
Nie, nie zawsze. Ale terapia pary służy również do tego, żeby w miarę możliwości dobrze się rozstać. Jakkolwiek brzmi to paradoksalnie, ale daje niezwykle wiele dobrego. Szczególnie jeśli mówimy o sytuacji, w której w rodzinie są dzieci. Rozstanie rodziców to dla nich wystarczająco trudna sytuacja i nie musi być pogarszana przez zwalczających się wzajemnie dorosłych. To dorośli są odpowiedzialni za maksymalne zminimalizowanie skutków zakończenia ich związku. Terapia może w tym pomóc.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Ja również dziękuję.